Aż wstyd się przyznać dlaczego nie ma fotorelacji z ostatniego etapu. Tylko się nie śmiejcie....
w ubiegły czwartek była piękna, słoneczna pogoda , ponieważ pracuję bardzo blisko nowego domu, postanowiłam wyskoczyć na chwilkę żeby pootwierać okna, w końcu mamy suszenie uskuteczniać. No i w czasie wizyty na piętrze , w łazience zobaczyłam mysz , mało obcasów sobie nie połamałam , bo szłam na paluszkach żeby nie odcisnąć szpilek. Od tamtej pory mam opory przed samotnym wejściem do domu, durna baba, co , pewnie mysz padła na zawał z powodu mojego wrzasku ( nie darłam się , co to to nie, ale okrzyk indiański był ). Od razu zakupiłam jakieś łapki klejowe, ponieważ pozamykaliśmy wszystkie otwory trzeba było zapolować.
Byliśmy 11 na działce ale wtedy zapomniałam aparatu , później już nie byłam w środku. Co prawda mąż w niedzielę pojechał powietrzyć i pousuwać ewnetualne zwłoki ale ich nie było. Myśleliśmy, że może te pułapki są do niczego ale wysypał na murkach na górze truciznę (wcześniej też sypał i wtedy zniknęła w ciągu dnia), dziś miał wolne i był w domku, stwierdził, że nie ma nawet śladu potworów . Zeby nie było, aparat teraz wożę w samochodzie może w końcu zdobędę się na odwagę.......
Mąż śmiał się żebym ze sobą zabierała naszą kotkę, łowna z niej bestyjka ,dlatego za skarby się jej nie pozbędę.
Spróbuję się poprawić.
Tymczasem u nas przestój na wysychanie, piec i grzejniki zamówione, na początku grudnia spróbujemy położyć płytki w kotłowni i uruchomić ogrzewanie, W grudniu nasza ekipa od wykończenia zacznie ocieplać dach .
Tymczasem pozdrawiam wszystkich czytających !